wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 5

Wzięłam się w garść i napisałam ten rozdział. Nie jestem jednak pewna, czy wam się spodoba z kilku powodów. Po pierwsze, jedyny czas, który miałam dla siebie, to noc, więc pisałam w częściach czasem do drugiej lub trzeciej. Po drugie, w moim życiu wiele się ostatnio dzieje i to może mieć wpływ na akcję w opowiadaniu (głównie pod względem wątku romantycznego). Po trzecie, matura zbliża się nieubłaganie, więc trzeba się wziąć w garść i zacząć się uczyć. No nic, zapraszam do czytania i komentowania, ponieważ chcę poznać waszą opinię.
________________________________________________________________________________

Została zaciągnięta w ciasny korytarz. Jej usta wciąż były zakryte dłonią, lecz nie wiedziała do kogo ona należała. Dopiero, gdy znajdowali się w wystarczającej odległości od wrażliwych uszu portretów, oprawca zdjął jej z ust rękę i obrócił tak, aby stała przodem do niego. Gdy tylko zobaczyła kto to, automatycznie uderzyła osobnika w ramię.

- Odbiło ci, Fred?! O mało nie zeszłam na zawał przez ciebie! – szeptała groźnie w kierunku Weasley’a.

- Jestem George, nie Fred! – oburzył się chłopak.

- Fred! Nie zmieniaj tematu, przecież wiem, że to ty. Umiem was rozpoznać.

- Och, doprawdy? – na jego twarz wkradł się łobuzerski uśmiech – To znaczy, że musiałaś spędzi dużo czasu na przypatrywaniu się nam, prawda, panno Cloers? – zapytał i niebezpiecznie zbliżył się do jasnowłosej, co z drugiej strony nie było w cale trudne, bo korytarz, w którym się znajdowali, był naprawdę ciasny.

- Nie schlebiaj sobie. Ja jestem po prostu obdarzona niezwykłą spostrzegawczością – odpowiedziała już spokojniejsza Gryfonka. – A wracając do tematu… - zaczęła przeciągając ostatni wyraz, po czym ponownie uderzyła rudzielca w ramię.

- Au, to tak się dziękuje swojemu rycerzowi, który przybył z pomocą? – spytał, pocierając się za bolące miejsce.

- O czym ty mówisz, Fred? Niby w czym potrzebuję twojej pomocy? – zapytała, unosząc brwi do góry.

- A jak zamierzałaś wejść do Pokoju Wspólnego bez budzenia Grubej Damy? – zapytał z cwaniackim uśmiechem, zbliżając swoją twarz do jej twarzy tak, że stykali się czubkami nosów.

- Miałam zamiar… Mogłam… - zaczęła się jąkać. – No dobra, wygrałeś. To jaki masz plan? – spytała niechętnie, zauważając zwycięską minę Freda.

- No więc, nie znam innego sposobu na dostanie się do dormitoriów, lecz znam miejsce, gdzie spokojnie można przetrwać noc. Uwierz mi, sprawdzone, nikt tam nas nie znajdzie. Nie raz korzystaliśmy z tej miejscówki z Georgem.

- No to prowadź, innego wyjścia nie mamy – powiedziała zrezygnowana.

Fred chwycił dłoń Eleny i szybko ruszył skrótami, które znał tylko on i jego bliźniak. Starali się przemieszczać jak najciszej. Eleonore z zaciekawieniem patrzyła na mijane korytarze i pomieszczenia. Nie była świadoma ich istnienia. Była tak przejęta poznawaniem nowych części zamku, że nie zauważyła, że bliźniak cały czas trzyma jej rękę, ku uciesze Weasley’a. Po chwili zatrzymali się przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami. Rudzielec uchylił je, ukłonił się lekko i gestem ręki nakazał jej wejść do środka.

- Zapraszam – powiedział szarmancko, jednak z nutą dowcipu. Wciąż jednak nie puszczał jej dłoni.

Panna Cloers weszła do środka, rozglądając się z uśmiechem na twarzy. Pomieszczenie, o którym mowa, było średnich rozmiarów. Można by się domyśleć, że było siedzibą gryfonów, ze względu na dominujące barwy złota i czerwieni. W pokoju dało się zauważyć jeszcze jedną parę drzwi, które prowadziły prawdopodobnie do łazienki. Przerwała dalsze taksowanie wzrokiem pomieszczenia i  spojrzała na wciąż złączone ze sobą dłonie, swoją i Freda.

- Fred? – zapytała, unosząc złączone ręce

- Tak? – spytał, uśmiechając się niewinnie i udając, że nie wie o co chodzi.

- Możesz mnie już puścić.

- Nie… Jest w porządku – rzekł nonszalancko i roześmiał się na widok jej zniecierpliwionej miny. Eleonore po raz trzeci tego dnia uderzyła go w to samo miejsce.

- Trzeci raz jednej nocy? To chyba kumulacja. Czekam na nagrodę.

- Oh, zamknij się, Freddie – zaśmiała się.

- Nazywasz mnie Freddie? Uf, czyli znów wkroczyliśmy na przyjacielski grunt. To dobrze, bo moja ręka by dłużej tego nie zniosła. – stwierdził z udawaną powagą, czym wprawił dziewczynę w jeszcze większy śmiech. Po chwili jednak spoważniała patrząc na umeblowanie pokoju.

- Um, Fred?

- Tak?

- Mówiłeś, że często korzystacie z Georgem z tego pokoju? – uniosła brwi w geście zdziwienia.

- Zgadza się – zmarszczył brwi, nie wiedząc do czego ta rozmowa prowadzi.

- Aha… Więc są dwie możliwości. Albo razem z Georgem upodobaliście sobie spanie w jednym łóżku, albo źle cię zrozumiałam, kiedy mówiłeś o KORZYSTANIU z tego pokoju – uśmiechnęła się podejrzliwie.

- Na swoją obronę mam to, że ten pokój jest w takim stanie, w jakim go zastaliśmy – powiedział i uniósł swoje ręce w geście poddańczym.

- A tak właściwie to gdzie zgubiłeś bliźniaka? Myślałam, że jesteście nierozłączni.

- Pracujemy nad pewnym eliksirem. Rozdzieliliśmy się, żeby szybciej zgromadzić wszystkie składniki. Poza tym, my nie chodzimy wszędzie razem – zauważył.

- No oczywiście, zwłaszcza tutaj – Elena zaśmiała się i wskazała na dwuosobowe łóżko.

- Ty, niewdzięczna! – tu teatralnie złapał się za serce – Przygarnąłem cię na noc w swoje skromne progi, a ty mi się odpłacasz naśmiewając się ze mnie?  

- Dobra, starczy, masz tu może coś w czym mogę spać?

- Weź sobie jakąś koszulkę z szafy – wskazał na duży mebel stojący w kącie.

Elena podeszła do niego i wzięła pierwszy T-shirt z brzegu. W końcu każda z koszulek bliźniaków będzie na nią jak sukienka. Następnie skierowała się do łazienki. Pozwoliła ciepłej wodzie swobodnie spływać po jej ciele.


Tymczasem Fred przeglądał po raz kolejny przepis na eliksir, który chcą przygotować razem z bratem. Jednak zamiast koncentrować się na treści, wsłuchiwał się w szum lejącej się wody. Zastanawiał się, kiedy ta dziewczyna zaczęła go tak fascynować. Jeszcze nigdy się tak nie zachowywał przez dziewczynę. Tłumaczył to sobie tym, że ona i bliźniacy często rozmawiali na pierwszym i drugim roku i byli ze sobą zżyci, a kiedy zniknęła na rok, to po prostu za nią tęsknił, dlatego tak docenia jej obecność. Z drugiej strony, to nie tłumaczy tej iskierki zazdrości, którą poczuł, gdy zobaczył ją z tym chłopakiem. I wtem mu się przypomniało, że chciał ją wcześniej wypytać na temat tego gościa. Dalsze rozmyślania przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. Zamarł widząc Elenę stojącą w progu, ubraną jedynie w jego T-shirt, który sięgał jej do połowy ud. I szlag trafił wszystkie poprzednie teorie…